niedziela, 29 września 2013

PAPIEROWY PUCH - rozdział 6.

6. Nie wiem gdzie byłam, kiedy się ocknęłam, ale to na pewno nie było miejsce, gdzie miał się odbyć pogrzeb mojej matki. Widziałam białe lampy, stoliki i pościel. Wszystko czyste i rażąco świeże. Chciałam kogoś zawołać, ale nie mogłam niczego z siebie wykrztusić. Czułam w gardle gule, która nie pozwalała mi się odezwać.
Nagle usłyszałam Jessicę.
 - Bezczelne kobiety. Jak mogły tak nas oczernić na oczach wszystkich? Przecież każdy może poczuć się lepiej.
 - Kochanie, spokojnie. Nie ma się kim przejmować. Naprawdę. Ważne, że Jennifer nic się nie stało.
Ciszę pomiędzy Mattem i Jess przerywało jedynie pojedyncze i rytmiczne piskanie. Wydawało się, że słyszę aparaturę, która zazwyczaj znajduje się w szpitalach. Niestety dalej nie wiedziałam, co się dzieje. Postanowiłam skupić się na tym, o czym będą rozmawiali wszyscy wokół. Może jakimś nieznajomym mi trafem w końcu zrozumiem o co tu chodzi.
 - Pogrzeb się skończył, prawda? Wszyscy już się rozeszli?
 - Tak, wszyscy pojechali już do domu. Ja na chwilę zostałem, żeby przeprosić duchownego za zamieszanie z karetką. Powiedział, że nic się nie stało i nawet zaproponował, że odwiedzi naszą Jennifer.
Usłyszałam lekkie westchnięcie.
 - Och, to dobrze. A co z Benem?
Głos Jessici wydał się bardziej spokojny. Wcześniej czułam w nim strach i jakieś dziwne przejęcie, którego nigdy wcześniej nie wyłapałam.
 - Jest u mamy, nic mu nie jest. Przerywnik w postaci ciszy uświadomił mi, że jestem w szpitalu. Zrozumiałam, co tak naprawdę się stało. Na pogrzebie matki wymiotowałam na wszystko, co znajdowało się wokół mnie. Ośmieszyłam nie tylko siebie, ale i resztę mojej rodziny, która o dziwo nawet nie czuła się zażenowana. Co gorsza, pomyślałam, nie doczekałam nawet początku ceremonii. Jakie to perfidne. Na miejscu mojej matki obraziłabym się na mnie. Oczywiście gdyby to w ogóle było możliwe. Czułam się zdenerwowana i zniecierpliwiona, a fakt, że nie mogę tego z siebie wydusić jeszcze bardziej mnie irytował. Chciałam wykrzyczeć, że jestem beznadziejna i żałosna. Miałam dość.
I co z tego, że mnie nie kochała? Co z tego, że miała mnie gdzieś? Była moją matką. Mimo wszystko powinnam była tam być. Jak zawsze wszystko wyszło nie tak.
Poczułam, że z moich zaciśniętych powiek wypływają łzy. Ciepłe krople spłynęły po zimnych policzkach zostawiając smugi. Jessica i Matt od razu skoczyli do łóżka.
 - Matt, ona płacze! Na litość boską, co mamy zrobić?
Panika w jej głosie była tak okropna, że przeszły mnie ciarki. Nie chciałam jej denerwować, ani martwić, ale nie mogłam w tej chwili niczego zrobić. Czułam się bezsilna. Nie mogłam otworzyć oczu, ani ust. Ból zamknął moje ciało.
 - Spokojnie, zaraz zajdę po pielęgniarkę.
Równe kroki Matta dobiegły moich uszu. Wiedziałam, że narobiłam im problemu. Wiedziałam, że są przeze mnie tacy zmartwieni.
Co tak naprawdę się ze mną działo? Nawet ja nie wiedziałam, jak to wszystko wytłumaczyć.
Postanowiłam zagłębić się w sobie jeszcze bardziej i nie słuchać otoczenia. Miałam dość zamartwiania się i myślenia o tym, co mogłabym zrobić. Mam dość siebie, dzisiejszego dnia i wszystkiego, co sprawiło, że czułam się jak potwór.
W ostatniej chwili na myśl przyszedł mi mężczyzna, którego spostrzegłam, kiedy Matt podnosił mnie z ziemi. Gdzie widziałam tę twarz? I dlaczego tak bacznie mi się przyglądał?
Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na te pytania. Wiedziałam tylko jedno – żaden normalny facet nie zwraca uwagi na szarą i niczego nie wartą nastolatkę. Tak przynajmniej myślałam. I tego byłam pewna.
 - Matt, ona dalej płacze! – krzyki Jessici uparcie wdzierały się w moje uszy. Mimo tego, że tak bardzo starałam się odciąć od otoczenia, nie udało mi się. Czułam jej panikę i nieokreślony strach. Bo czemu przejmowała się tym, że płacze? Jeszcze będąc na pół świadomą i komunikatywną.
Postanowiłam skrócić jej męki i uchylić oczy. Włożyłam w to tyle wysiłku, że sama się sobie dziwiłam, bo na ogół nie lubiłam starać się aż za bardzo. Należałam do grupy ludzi, którzy czekali aż wszystko spadnie im z nieba. Były jednak momenty, kiedy musiałam się za siebie brać. Wtedy nie miałam wyjścia i na siłę walczyłam o to, na czym mi zależało. Dzięki temu dorosłam wcześniej niż inni moi rówieśnicy. Może pobyt w domu dziecka, wspomnienie którego wolałabym nie pamiętać, wywarł na mnie tak ogromny odcisk. Niczego już nie byłam pewna.
 - Jess? – zapytałam, lekko uchylając wargi.

Tak! Udało się! Gula zniknęła, a ja wypuściłam z krtani piszczący i krótki dźwięk. Oczy nadal miałam zamknięte, ale usilnie starałam się je otworzyć. Po około minucie mi się to udało. Zobaczyłam zapłakaną i zamartwioną twarz Jessici. Głębokie oczy ukazywały smutek, przejęcie i zmęczenie. Wiedziałam, że narobiłam jej mnóstwo kłopotów. Ona z reguły nie dawała sobie z nimi radę. To dzięki Mattowi jakoś z nimi walczyła. Bez niego już dawno popadłaby w depresję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz