6. Nie wiem
gdzie byłam, kiedy się ocknęłam, ale to na pewno nie było miejsce, gdzie miał
się odbyć pogrzeb mojej matki. Widziałam białe lampy, stoliki i pościel.
Wszystko czyste i rażąco świeże. Chciałam kogoś zawołać, ale nie mogłam niczego
z siebie wykrztusić. Czułam w gardle gule, która nie pozwalała mi się odezwać.
Nagle
usłyszałam Jessicę.
- Bezczelne kobiety. Jak mogły tak nas
oczernić na oczach wszystkich? Przecież każdy może poczuć się lepiej.
- Kochanie, spokojnie. Nie ma się kim
przejmować. Naprawdę. Ważne, że Jennifer nic się nie stało.
Ciszę pomiędzy
Mattem i Jess przerywało jedynie pojedyncze i rytmiczne piskanie. Wydawało się,
że słyszę aparaturę, która zazwyczaj znajduje się w szpitalach. Niestety dalej
nie wiedziałam, co się dzieje. Postanowiłam skupić się na tym, o czym będą
rozmawiali wszyscy wokół. Może jakimś nieznajomym mi trafem w końcu zrozumiem o
co tu chodzi.
- Pogrzeb się skończył, prawda? Wszyscy już
się rozeszli?
- Tak, wszyscy pojechali już do domu. Ja na
chwilę zostałem, żeby przeprosić duchownego za zamieszanie z karetką. Powiedział,
że nic się nie stało i nawet zaproponował, że odwiedzi naszą Jennifer.
Usłyszałam
lekkie westchnięcie.
- Och, to dobrze. A co z Benem?
Głos
Jessici wydał się bardziej spokojny. Wcześniej czułam w nim strach i jakieś
dziwne przejęcie, którego nigdy wcześniej nie wyłapałam.
- Jest u mamy, nic mu nie jest. Przerywnik w
postaci ciszy uświadomił mi, że jestem w szpitalu. Zrozumiałam, co tak naprawdę
się stało. Na pogrzebie matki wymiotowałam na wszystko, co znajdowało się wokół
mnie. Ośmieszyłam nie tylko siebie, ale i resztę mojej rodziny, która o dziwo
nawet nie czuła się zażenowana. Co gorsza, pomyślałam, nie doczekałam nawet
początku ceremonii. Jakie to perfidne. Na miejscu mojej matki obraziłabym się
na mnie. Oczywiście gdyby to w ogóle było możliwe. Czułam się zdenerwowana i
zniecierpliwiona, a fakt, że nie mogę tego z siebie wydusić jeszcze bardziej
mnie irytował. Chciałam wykrzyczeć, że jestem beznadziejna i żałosna. Miałam
dość.
I co z
tego, że mnie nie kochała? Co z tego, że miała mnie gdzieś? Była moją matką.
Mimo wszystko powinnam była tam być. Jak zawsze wszystko wyszło nie tak.
Poczułam,
że z moich zaciśniętych powiek wypływają łzy. Ciepłe krople spłynęły po zimnych
policzkach zostawiając smugi. Jessica i Matt od razu skoczyli do łóżka.
- Matt, ona płacze! Na litość boską, co mamy
zrobić?
Panika w
jej głosie była tak okropna, że przeszły mnie ciarki. Nie chciałam jej
denerwować, ani martwić, ale nie mogłam w tej chwili niczego zrobić. Czułam się
bezsilna. Nie mogłam otworzyć oczu, ani ust. Ból zamknął moje ciało.
- Spokojnie, zaraz zajdę po pielęgniarkę.
Równe kroki
Matta dobiegły moich uszu. Wiedziałam, że narobiłam im problemu. Wiedziałam, że
są przeze mnie tacy zmartwieni.
Co tak
naprawdę się ze mną działo? Nawet ja nie wiedziałam, jak to wszystko
wytłumaczyć.
Postanowiłam
zagłębić się w sobie jeszcze bardziej i nie słuchać otoczenia. Miałam dość
zamartwiania się i myślenia o tym, co mogłabym zrobić. Mam dość siebie,
dzisiejszego dnia i wszystkiego, co sprawiło, że czułam się jak potwór.
W ostatniej
chwili na myśl przyszedł mi mężczyzna, którego spostrzegłam, kiedy Matt
podnosił mnie z ziemi. Gdzie widziałam tę twarz? I dlaczego tak bacznie mi się
przyglądał?
Nie
wiedziałam, jak odpowiedzieć na te pytania. Wiedziałam tylko jedno – żaden
normalny facet nie zwraca uwagi na szarą i niczego nie wartą nastolatkę. Tak
przynajmniej myślałam. I tego byłam pewna.
- Matt, ona dalej płacze! – krzyki Jessici
uparcie wdzierały się w moje uszy. Mimo tego, że tak bardzo starałam się odciąć
od otoczenia, nie udało mi się. Czułam jej panikę i nieokreślony strach. Bo
czemu przejmowała się tym, że płacze? Jeszcze będąc na pół świadomą i
komunikatywną.
Postanowiłam
skrócić jej męki i uchylić oczy. Włożyłam w to tyle wysiłku, że sama się sobie
dziwiłam, bo na ogół nie lubiłam starać się aż za bardzo. Należałam do grupy
ludzi, którzy czekali aż wszystko spadnie im z nieba. Były jednak momenty,
kiedy musiałam się za siebie brać. Wtedy nie miałam wyjścia i na siłę walczyłam
o to, na czym mi zależało. Dzięki temu dorosłam wcześniej niż inni moi
rówieśnicy. Może pobyt w domu dziecka, wspomnienie którego wolałabym nie
pamiętać, wywarł na mnie tak ogromny odcisk. Niczego już nie byłam pewna.
- Jess? – zapytałam, lekko uchylając wargi.
Tak! Udało
się! Gula zniknęła, a ja wypuściłam z krtani piszczący i krótki dźwięk. Oczy
nadal miałam zamknięte, ale usilnie starałam się je otworzyć. Po około minucie
mi się to udało. Zobaczyłam zapłakaną i zamartwioną twarz Jessici. Głębokie
oczy ukazywały smutek, przejęcie i zmęczenie. Wiedziałam, że narobiłam jej
mnóstwo kłopotów. Ona z reguły nie dawała sobie z nimi radę. To dzięki Mattowi
jakoś z nimi walczyła. Bez niego już dawno popadłaby w depresję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz