poniedziałek, 23 września 2013

PAPIEROWY PUCH - rozdział 3.

3. Obudziło mnie lekkie postukiwanie w drzwi. Nie miałam siły otworzyć ust. Jeśli to coś ważnego, wejdą sami.
Jessica cicho weszła do mojego pokoju i delikatnie musnęła mnie ręką po głowie.
 - Wstawaj, Jenn. Musimy wcześniej wyjść, żeby być na miejscu jako pierwsze.
I znów horror powrócił. Mocny ból zalał mój żołądek, jednocześnie stawiając mnie na nogi. Może myślałam, że to zły sen. Niestety, prawda okazała się czymś, co znów bardzo mnie dobiło.
 - Już – mruknęłam, zwlekając swoje obolałe ciało z łóżka.
Fala smutku dosięgała mnie z każdej możliwej strony. Zastanawiałam się dlaczego wszystko jest tak bardzo nierealne, nietykalne. Myślałam, że śmierć będzie dobitnym dowodem na to, że sięgnęłam dna. Widocznie moja intuicja ponownie mnie zawiodła. Zawsze mnie zawodziła. W każdej sytuacji, niezależnie od tego jakie były moje intencje wszystko wymykało się spod mojej kontroli. Wychodziło mnóstwo rzeczy, których tak naprawdę nigdy nie powinno być.
Naciągnęłam na stopy grube skarpetki i sięgnęłam po czarne spodnie z marynarką. Zawsze wydawało mi się zabawne, że na pogrzebach ludzie byli na czarno. Skoro kogoś już nie ma, powinniśmy uczcić jego przejście na drugą stronę i cieszyć się razem z nim, a nie zachowywać się jak żałośni tradycjonaliści i konserwatyści. Bezsensowność niektórych zachowań coraz bardziej doprowadzała mnie do szału. Ale cóż, nic nie mogę na to poradzić. Zatopię się w resztę tłumu.
Wyszłam z pokoju, zamykając delikatnie drzwi. W salonie wszyscy na mnie czekali. Jessica, Matt i rozespany Ben jedli to samo co zawsze, nudne i przewidywalne śniadanie. Te rogaliki z piekarni obok były już naprawdę irytujące. Może i mogłabym wcześniej wstać i zaserwować wszystkim coś innego, ale po co? Zadaniem Jessici było nakarmienie nas i zapewnienie nam wystarczającej ilości składników odżywczych. Reszta mnie nie obchodziła.
Nikt na mnie nie patrzył. Wszyscy byli zanurzeni w swoich ciemnych myślach, zamiarach. Delikatnie muskali stwardniałe już rogaliki, popijając je ciepłą i parującą herbatą.
Postanowiłam zrobić to samo. Czując się tak fatalnie jak dziś nie miałam ochoty nawet na to, by tu siedzieć, a co dopiero jeść. Mój żołądek nie chciał niczego przyjąć. Wołał i dawał znaki, których nie mogłam zignorować.
 - Nie jestem głodna, mogę iść? – z niechęcią rzuciłam wzrok na Matta.
Pokręcił przecząco głową dając mi znak, żebym szybko zabrała się za jedzenie, bo mamy bardzo mało czasu.
 - Jenn – zaczął Ben – płakałaś?
Jego pytanie zbiło mnie z toku myślenia, jaki narzuciłam sobie dziś rano. Ból, strach, przerażenie, ale nie wspominanie łez i myślenia w innym kierunku.
 - Tylko troszkę – posłałam mu słaby uśmiech, wgryzając się w rogalika. W sumie nie był taki zły, nawet mi smakował. Ciepła czekolada rozpływała się w ustach, a ja dzięki tej chwili rozkoszy na chwilę zapomniałam, co tak naprawdę się wokół mnie działo.
 - Kochałaś ją? – wiercił mi dziurę w brzuchu. To dziecko naprawdę kiedyś doprowadzi mnie do szału. Czułam narastającą frustrację.
Żal napłynął do moich oczu. Dwie, zimne krople musnęły o talerzyk, na którym wcześniej leżał rogalik.
Matt zgardził Bena spojrzeniem, jednocześnie zwracając się w moją stronę.
 - Jennifer, wszystko się ułoży. Masz nas, skarbie.
Jessica zatopiona w swojej herbacie również podniosła na mnie wzrok. Chwyciła mnie za kolano i delikatnie nim potrząsnęła.
 - Słyszysz? Wszystko będzie dobrze.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, czy cokolwiek może się jeszcze w jakimś stopniu poprawić. Co prawda nie czułam tego, co na pewno odczuwałaby osoba przebywająca ze swoją matką na co dzień. Ja nie miałam z nią kontaktu. Wołała pracę i swojego nowego męża. Nawet nie wiem, dlaczego nie żyje. Nikt nie chciał udzielić mi jakichkolwiek informacji. Jessica powiedziała, że miała jakieś powikłania, których wcześniej nikt nie wykrył i niestety wszystko poszło w złym kierunku. Było mi przykro, że o niczym nie wiedziałam, ale skoro mama nie chciała mieć ze mną niczego wspólnego, to po co faktycznie miała mnie o wszystkim informować? Najbardziej nie bolał mnie jednak fakt, że o wielu rzeczach nie wiedziałam, ale to, że tak bardzo mnie nie chciała. Niechęć i jej wyraz twarzy jaki udało mi się wykryć podczas naszego jedynego spotkania dał mi do myślenia. Poczułam się jak coś niepotrzebnego i nieciekawego. Mimo wszystko zapamiętałam to doskonale, bo wszystko miało miejsce zaledwie dwa tygodnie temu.
Po siedemnastu latach rozłąki Jessica zmusiła nas do spotkania. Może nie mnie, ale ją, bo ja zawsze chciałam się z nią zobaczyć. Od momentu, kiedy mnie porzuciła zawsze byłam związania z Mattem i Jess. To oni byli dla mnie rodziną i nic poza nimi nigdy się nie liczyło. Kiedy na świat miał przyjść Ben cieszyłam się jak normalna siostra, która czeka na kochanego i młodszego brata. Byłam tym faktem naprawdę podniecona i podekscytowana. Wymyśliłam zabawy, w jakie będziemy się bawić, kiedy podrośnie. To przecież ja, ja nadałam mu imię Ben. Tak bardzo prosiłam Matta i Jess, że w końcu ulegli.
Mama natomiast nigdy nie chciała, żebym była częścią jej życia. Byłam błędem jej młodości, który chciała jak najszybciej porzucić i odciąć się od niego raz na zawsze. Co prawda zaszła w ciąże w wieku szesnastu lat, ale dziwiłam się faktem, że żadna matczyna emocja się w niej nie odezwała. To naprawdę bolało i doskwierało jak nic innego.
I tak jakoś wyszło. Nasze jedyne spotkanie odbyło się w pogrzebowej atmosferze, a ja czułam się jak ostatnia idiotka. Traktowała mnie z odrzuceniem, nie chciała nawet na mnie patrzeć. Byłyśmy wtedy w kawiarni na przedmieściach. Ja, Jessica i ona. Piłyśmy kawę, którą zaproponowała Jess.
 - Czego sobie pani życzy? Może ma pani ochotę na jakiś deser? – Jess była miła, to ona kierowała tym spotkaniem, bo ani ja, ani moja matka nie wiedziałyśmy jak się zachować. Ja pragnęłam jakiegoś odruchu czułości. Co dostałam w zamian? Niesmaczne spojrzenie i wyraz twarzy, który mówił, że ma ochotę stąd uciec.
 - Nie chce niczego. Za pięć minut przyjedzie po mnie Frank. Mam spotkanie, więc muszę wcześniej wyjechać.
Jess rzuciła jej zimne spojrzenie, a potem zerknęła na mnie. Wyczuła, że byłam zmieszana i smutna.
 - To co, Jenn, może opowiesz mamie o swoim wyjeździe na obóz?
Mama usłyszawszy to słowo zlękła się jeszcze bardziej. Widocznie nie zaakceptowała ani mnie, ani jej, ani faktu, że ma dziecko, za które w niektórych momentach trzeba brać odpowiedzialność.
 - Wydaje mi się, że Frank zaraz będzie. Dziękuję za spotkanie, było miło. Powodzenia Jennifer w nowej szkole – nigdy nie zapomnę bladości jej szarych oczu i tego zimna, które poczułam mimo tego, że siedziałam dość daleko od  niej.
Posłałam jej nieszczery uśmiech i zatopiłam się w kurtce Jessici lekko łkając. Nie powiem, że było mi dobrze. Było mi fatalnie i przez następny tydzień nie mogłam do siebie dojść. A potem ta wiadomość o tym, że matka nie żyje. Nie czułam tej więzi między nami, ale i tak żal ściskał moje serce.
- Kochanie, nie płacz!
Kiedy zorientowałam co się dzieje, zobaczyłam Matta, Jess i Bena tulących mnie i wycierających moją twarz.
Wspomnienia odsunęły mnie od jeszcze gorszej rzeczywistości.
 - Przepraszam, muszę iść.
Wstałam z krzesła i weszłam do łazienki, zostawiając moją kochaną trójkę sam na sam.
Nachyliłam się nad zlewem i przetarłam twarz. Od razu poczułam się lepiej. Ciepło rozeszło się po policzkach, a zaczerwienione oczy zaczynały wracać do pierwotnego stanu.

Patrząc na postać w lustrze nie mogłam dostrzec samej siebie. Szukałam w dużych, brązowych oczach, małych ustach, delikatnie różowych policzkach. Ale i tak niczego nie mogłam odnaleźć. Może miałam nadzieję, że znajdę sposób na uspokojenie samej siebie, nie wiem. Chciałam znaleźć wytłumaczenie dla mojego stanu, który przecież i tak był w tym momencie nieuzasadniony. Umiera ktoś, kogo widziałam tylko raz. Umiera ktoś, kto nie chciał mieć ze mną niczego wspólnego. Dlaczego więc to tak boli? Dlaczego czuję tak okropne odrzucenie i strach ? Nie umiałam znaleźć odpowiedzi na żadne z pytań, które sobie wtedy zadałam. Wiedziałam tylko jedno. Powinnam dziękować Bogu za to, że mam Matta, Jessicę i Bena. Gdyby nie oni, nie byłoby mnie tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz