Osłupiałam.
Nie wiedziałam co myśleć, a co dopiero myślenie o tym, co powinnam była zrobić!
Wydawało mi się, że to jakiś żart, że ktoś po prostu robi sobie ze mnie
idiotkę. Miałam tylko nadzieję, że za chwilę usłyszę wybuch śmiechu moich
kolegów, albo kogokolwiek innego. Złudzenie widocznie jest moim drugim
imieniem, bo niczego takiego się nie doczekałam. Jedyne co dochodziło do moich
uszu, to ciche pojękiwania. Płacz i zgrzyt, smutek, który nawet przez słuchawkę
sprawiał, że ściskało mi żołądek.
Strach
wziął nade mną górę. Gwałtownie wyłączyłam telefon i rzuciłam nim o znajdującą
się naprzeciwko ścianę. Przyspieszony oddech potęgował moje napięcie i rosnące
zaniepokojenie. Nagle do Sali weszła pielęgniarka.
- Co ty, na litość boską, wyprawiasz?
Wbiłam w
nią znieruchomiałe spojrzenie. Musiałam wyglądać jak ktoś po przejściach, bo w
momencie znalazła się obok, podpierając mnie za ramię.
- Źle się czujesz? Jelly, słyszysz mnie?
Słysząc, że
nazywa mnie „Jelly” od razu oprzytomniałam.
- Jennifer. Jestem Jennifer. I nie, nic mi nie
jest. Po prostu sobie o czymś przypomniałam.
Delikatnie
doprowadziła mnie do łóżka i zaryła kołdrą pod sam nos. Silna woń środków
piorących uderzyła mnie od razu. Kobieta widząc mój grymas oczywiście musiała
skomentować całą sytuację.
- Nie mówię, że zapach szpitalnej pościeli
jest najwspanialszy, ale przynajmniej masz pewność, że żaden insekt nie
odgryzie ci nosa.
- Te wielkości główki od szpilki na pewno nie.
Tego jestem święcie przekonana. Ale co z tymi większymi?
Widocznie
załapała ironie, bo fuknęła jak obrażona kwoka i z pędem opuściła
pomieszczenie. W sumie było mi to na rękę, bo nie chciało mi się z nią
rozmawiać. No właśnie – w sumie. Bo bałam się zostać sama. Wszystko zaczęło
robić się jakieś dziwne i niezrozumiałe. Coraz więcej sytuacji zakrawało na
nienormalne, albo przynajmniej dążące do wytłumaczenia mi, że jest ze mną
niezbyt dobrze.
Obróciłam
się twarzą w stronę okna i zamknęłam oczy. W uszach rozbrzmiewał płacz i
bełkot, jaki przed chwilą usłyszałam.
Jak mam to
wyjaśnić? Może Matt jakoś mi pomoże. Był komputerowcem i sprawy głuchych
telefonów nie były dla niego w żadnym stopniu skomplikowane, czy nie do
osiągnięcia. Znał się na wszystkim, bo po prostu miał równo pod sufitem , nie
tak, jak ja.
Mimo
strachu, bólu głowy i napiętrzającego się braku swobody udało mi się zasnąć.
Jak? Nie mam pojęcia. Najważniejsze było to, że chociaż na chwilę mogłam nie
myśleć o tym, że popadam w coraz większą pułapkę, o której jeszcze wtedy nie
wiedziałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz