sobota, 5 października 2013

PAPIEROWY PUCH - rozdział 8.

Obudziły mnie jakieś głosy. Żołądek znów skurczył się do wielkości piłki tenisowej, a przed oczami stanął mężczyzna jęczący i płaczący, oraz tłum ludzi mówiący mi, że to już koniec wszystkiego. Szli w moją stronę, wyciągali ręce. Chcieli mnie dotknąć, a ja nie chciałam się do nich zbliżyć. Krzyczałam, wołałam, żeby mnie zostawili. Mówiłam, że mnie nie znają i , że niczego o mnie nie wiedzą, ale oni nadal zbliżali się coraz bardziej. Twarz staruszka stawała się coraz bardziej wyraźna, coraz bardziej znajoma. Tylko skąd ja go znałam? Skąd pamiętałam te oczy, usta i poszarzałą cerę? Postanowiłam krzyknąć tak, żeby w końcu ktoś mnie usłyszał. Z gardła uwolnił się głośny pisk. Mężczyzna zbladł jeszcze bardziej i powoli zaczął się oddalać. Nagle jedna osoba z tłumu, kobieta, dotknęła mnie za nadgarstek. Poczułam, że coraz mocniej go zaciska, więc intensywność mojego głosu również wzbierała na sile. Zaczęłam się szarpać, chcąc zrzucić jej rękę z mojego ciała. Nie dało się. Uścisk coraz mocniej zaciskał się na mojej ręce. Dobiegł do mnie jednak jakiś znajomy dźwięk. Ale co to było? Brzmiało jak melodia. Melodia, którą dobrze znałam! Tak! To była francuska przygrywka, którą Matt miał ustawioną jako dźwięk dzwonka. Ale co ona tu do licha robi?
 - Jenn ! Nie krzycz, jestem tu! Jenn, to ja Jessica! Matt, wyłącz do cholery ten telefon! Nie widzisz, że nasze dziecko cierpi? Moja biedna dziewczynka, moje kochane maleństwo.
Otworzyłam oczy.
Zobaczyłam Jessicę i Matta, który widocznie nie mógł zapanować nad swoim wibrującym i dzwoniącym telefonem. Widocznie nerwy zżerały go już maksymalnie.
 - Nie dzwoń! Nie dzwoń! – komendy wydawane urządzeniu elektronicznemu niczego nie przynosiły. W sumie zachciało mi się śmiać. Opadłam na oparcie i wzięłam głęboki wdech jednocześnie się uśmiechając.
 - Musisz przycisnąć czerwony, Matt – spokojnie odpowiedziałam.
Rzucił mi jeszcze bardziej zestresowane spojrzenie.
 - Na szczęście już nie krzyczysz. Nie wiedziałem czy większy hałas wywołałaś ty, czy ten nieszczęsny budzik!
 - Matt, czy ty jesteś normalny ? Przed chwilą wrzeszczała i nie wiedziała co się z nią dzieje, a ty żartujesz sobie, jakby nigdy nic.
Podszedł do Jessici i chwycił ją w tali.
 - Na szczęście teraz jest przytomna i co więcej jest bardziej obeznana w technice niż ja.
Posłałam im ciepły uśmiech, całkowicie zapominając o tym, co przed chwilą czułam, myślałam i chyba wyśniłam.
 - Jesteś okropny – zwróciła się w moją stronę i głaszcząc mnie po policzku lustrowała całą moją twarz – dlaczego tak krzyczałaś? Bolało cię coś, skarbie?
Kiwnęłam przecząco głową.
 - Miałam zły sen, to nic takiego. Wszystko jest już w porządku.
Matt uśmiechnął się szeroko.
 - A nie mówiłem? Złote dziecko, złote dziecko!

Nie mogłam się nie zaśmiać. Jego osoba zawsze wywoływała u mnie pozytywne odczucia. Był tatą idealnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz