Widząc
moje rozbawienie widocznie odjęłam im ciężaru. Chyba doszli do wniosku, że
faktycznie wszystko ze mną okej i , że to wina głupiego koszmaru, a nie bólu,
który miałby mnie zabić, czy zrobić ze mną Bóg wie co.
- Ben o ciebie pytał – rzuciła Jessica –
strasznie się za tobą stęsknił i chciał dziś z nami tu jechać. Ale sama wiesz,
że nie lubie zabierać go w takie miejsca. Nie chce, żeby widział tych
wszystkich ludzi. Jest za mały, żeby poznać atmosferę szpitala.
Matt
widocznie się obruszył.
- Ty i te twoje matczyne perypetie. A właśnie
powinien tu przyjść. Powinien zobaczyć czym jest choroba i ból. Dzięki temu
miałby większy szacunek nie tylko do życia, ale i ludzi.
- Nie bądź śmieszny.
Dyskusja
zaczynała się robić coraz ostrzejsza. W obawie, że za chwile się zjedzą,
postanowiłam przerwać tę konwersację.
- A ja uważam, że powinniście owinąć go folią
bąbelkową i wynieść na balkon, żeby poczuł czym jest bezpieczeństwo i
adrenalina jednocześnie.
Wiedziałam,
że zaczną się śmiać. Głośny rechot rozbrzmiał w pustej Sali. Nagle zrobiło się
o wiele przyjemniej i ciekawiej. Nie było tej ciszy, która po prostu miażdżyła
mi uszy. Miłe uczucie ciepła zalało mnie od środka.
- I po co ludzie się rozwodzą? Wystarczy mieć
córkę, która palnie byle głupotę. Choć nie uważam tego za coś złego, moja
kochana – Matt, to znaczy tata, pocałował mnie, a potem Jess, w policzek –
kocham was, dziewczyny.
- No ja myślę! – Jessica posłała mu kuksańca i
delikatnie oparła się o jego ramię – ale przejdźmy nareszcie do jakieś
normalnej rozmowy. Jak się czujesz, skarbeńku?
Podniosłam
się do góry, siadając na miękkim materacu.
- Wszystko okej. Nie czuje się źle. Kiedy mnie
wypuszczą?
- Oj, nie wiadomo. To zależy od tego, jak
będziesz reagować na leki. Na razie podali ci tylko jedną dawkę i nie wiadomo,
co będzie potem. Może jutro już cię stąd zabierzemy. Pójdę zapytać lekarza –
mruknęła Jess i wybiegła z pomieszczenia.
Zostałam
tylko ja, Matt i nasze zgryźliwe telefony.
- No więc już jutro będziesz mogła pobawić się
z Benem.
Pokręciłam
przecząco głową.
- Wolę się nie nakręcać. To nie jest pewne –
popatrzyłam w stronę stolika i leżącego na nim telefonu – Matt ? – zaczęłam –
umiesz sprawdzić jaki numer kryje się pod osobą zastrzeżoną?
Posłał mi
zdziwione spojrzenie.
- Ktoś próbował się z tobą skontaktować? –
trochę się zaniepokoiłam, bo wyglądał na zdenerwowanego.
- Tak, to było coś w rodzaju głuchego
telefonu. Mógłbyś to dla mnie zrobić?
Podałam mu
telefon i ponownie wskoczyłam na łóżko. Usiadł obok mnie.
- Jak to możliwe? Przecież mówiłem wszystkim,
żeby do ciebie nie dzwonili. Nawet każdemu z osobna wysłałem wiadomość. Nie
chciałem, żeby cokolwiek cię denerwowało. Podałem też numer do pielęgniarek,
żeby dzwonili do biura, a nie bezpośrednio na twoją komórkę. Hm, to naprawdę
dziwne.
Spochmurniałam.
Matt to zauważył i nagle uśmiechnął się do mnie. Widocznie nie chciał mnie dołować,
ani niczym zajmować.
- Ale może ktoś się pomylił. Mówisz, że to
numer zastrzeżony?
Pokiwałam
głową.
- No więc niekoniecznie dzwonił ktoś ze
znajomych. Może ktoś po prostu wybrał nie ten numer, co trzeba. Ale i tak to
sprawdzę – włożył moją komórkę do kieszeni, a jednocześnie podał swoją – masz,
musisz mieć coś, co zapewni ci chociaż kilka procent rozrywki. Przecież tu
można dostać jakiegoś wariactwa, jeśli nie czegoś o wiele gorszego. W razie
czego, będę dzwonił na ten telefon, dobrze? Skoro czujesz się dobrze, mogę
udzielić ci tego zaszczytu – zawadiacko mrugnął okiem.
- Dzięki – uśmiechnęłam się ciepło i rzuciłam
okiem na jego telefon. Był o wiele lepszy od mojego. Pewnie miał tysiące
aplikacje, które faktycznie mogłyby mnie jakoś zająć. Moja komórka miała tylko
klawisze i ekran, nic poza tym. Nawet kalkulator się zacinał i nigdy nie chciał
się włączać. Miałam dostać nowy pod choinkę, może faktycznie tak będzie.
- O, chyba Jessica wraca.
Dźwięczne
uderzenia obcasów faktycznie były słyszalne. Jessica wparowała z rozkosznym
uśmiechem na twarzy.
- I jak? Kiedy możemy ją zabrać?
Obeszła
całe łóżko, pocałowała mnie w czoło i z lekką zadyszką wykrztusiła, że jutro
rano dadzą mi wypis.
- Także do jutra wytrzymiesz, prawda?
Ucieszyłam
się. Nie chciałam tu zostawać, więc nawet na rękę było mi, że nie będę musiała
siedzieć w tym okropnym miejscu.
- Oczywiście, że tak. Nie mam wyjścia –
zachichotałam.
Rzuciła mi
czułe spojrzenie i lekko przysiadła na łóżku.
- Mam do ciebie pytanie, skarbie. Ale proszę
cię o szczerą odpowiedź, dobrze? – przytaknęłam kiwnięciem i czekałam na to, co
chciała mi powiedzieć – no więc chciałam zapytać, czy nie wiesz, kim był ten
starszy mężczyzna w spranym płaszczu?
W głowie
zahuczało. Chodziło jej o tego samego faceta, którego widziałam w parku. Czyli
nie miałam żadnych zwid i byłam normalna! Och, co za ulga.
- Jakiego mężczyznę? – udawałam zaskoczoną.
Przekręciła
głowę w prawo i wbiła intensywne spojrzenie.
- Dobrze wiesz o kogo mi chodzi. Na ceremonii
cały czas patrzył w twoją stronę. Myślałam, że go znasz. Ale nie to mnie
martwi.
Niczego nie
rozumiałam.
- Więc co takiego?
Widziałam,
że się denerwuje. Energicznie wstała z łóżka i zaczęła przechadzać się od
ściany do ściany, nerwowo ściskając ręce w pięści.
- Zaczepił mnie, jak szłam za Mattem. Niósł
cię wtedy do karetki. Powiedział mi coś strasznie dziwnego i dlatego nie byłam
pewna, czy jest normalny , czy nie.
Poczułam
ogromny przypływ adrenaliny. Chyba fakt, że coś jest nie tak wzbudził u mnie
tak duże emocje.
- Nie żartuj. Będziesz słuchała głupot
jakiegoś starego faceta? – w głosie Matta słychać było kilogramy kpiny.
Wylewała się oknami i drzwiami. Pewnie ludzie na korytarzu usłyszeli tę nutę
zgryźliwości.
- Głupot? Wiesz co mi powiedział?
- No właśnie to staram się ustalić od jakiejś minuty
– odchrząknął, zakrywając jedną ręką uśmiech, który rozszedł się po jego
twarzy.
Obserwowałam
ich z zainteresowaniem. Cały czas czekałam, aż Jessica powie w końcu to, co
miała powiedzieć.
Szybkim
marszem podeszła pod okno. Stała do nas plecami.
- Powiedział, że Jennifer musi być ostrożna.