11.
Jessica i
Matt jeszcze chwilę ze mną porozmawiali. Potem zostawili mnie sam na sam z
moimi okropnymi myślami. To wszystko robiło się jakieś chore. Czułam się jak
główna bohaterka programu kryminalistycznego.
Leżałam na
łóżku czując, że coraz bardziej się denerwuje. Spojrzałam na zegar – była dopiero
siódma. Gdybym poszła spać teraz, nie mogłabym spać w nocy, a wtedy byłabym
jeszcze bardziej narażona na bzdurne rozważania. Od śmierci wybawiła mnie
wspaniała pielęgniarka, która krokiem kulawej modelki weszła do sali.
- Co mała,
nareszcie pojechali? Co za ludzie! Na twoim miejscu już dawno uciekłabym z
domu.
Nie
chciałam jej strofować. Poczułam się trochę urażona, bo nie znając ani Jess,
ani tym bardziej Matta nie powinna tak mówić. Każdy przecież może się
zdenerwować, a wiadomo, że matka w obronie swojego dziecka potrafi nawet zabić.
- Niestety tak – mruknęłam, podciągając się do
góry.
Podeszła do
kroplówki, potrząsnęła nią i popatrzyła w moją stronę. Co chwila spoglądała na
zegar. Miałam wrażenie, że czeka na koniec zmiany. Pewnie kiedy się skończy
wyleci stąd z prędkością torpedy.
- Powiem ci coś. Jak koleżanka koleżance – to porównanie
totalnie zbiło mnie z tropu. Od kiedy się z nią kolegowałam? Drugi raz
widziałam ją na oczy. Paranoja – twoja matka powinna się leczyć. Może polecisz
jej jakąś klinikę ? Mam mnóstwo ulotek, na pewno coś się jej spodoba.
Czułam jak
ciśnienie idzie w górę. Nie mogłam się nie odezwać i puścić tego bokiem, nie
byłabym sobą. Natura zwyciężyła.
- Poleci mi pani tę, z której właśnie wyszła? –
byłam z siebie dumna. Chciałam jak najbardziej ją upokorzyć.
Kobieta
zrobiła się czerwona jak burak. Oczy zrobiły się jeszcze bardziej czarne, a
usta wykrzywiły w proteście. Widocznie chciała coś powiedzieć. Moje pytanie
okropnie ją zmieszało.
Mocno
ścisnęła kroplówkę i rzuciła mi wrogie spojrzenie.
- Niewdzięczna smarkula. Hamuj się w rozmowie
ze starszymi.
Owinęłam
pasmo włosów na palcu i specjalnie kręciłam nim przed jej nosem.
- To niech pani hamuje się w rozmowie z
dojrzałą i zbuntowaną nastolatką. Taki układ powinien być jasny.
Puściła
kroplówkę i nerwowym, szybkim ruchem podeszła do okna.
- Nienawidzę dzieci, nienawidzę! Za jakie
grzechy muszę tu pracować?
Nie
chciałam słyszeć jej odpowiedzi, bo niespecjalnie mnie obchodziła. Obróciła się
na pięcie i wyszła z pomieszczenia, ponownie zostawiając mnie samą.
- Co za dziewczyna, bezwstydna! Taka jak
matka! – głos kobiety dalej niósł się echem po korytarzu. Widocznie naprawdę
się zbulwersowała.
Nic nie
poradzę na to, że jestem aż tak pyskata. Nauczyłam się tego od życia i ludzi,
którzy byli w stosunku do mnie tak samo niemili. Może nie jest to dobre, ale
przynajmniej czuje się lżej.
Poza tym
jakoś trzeba sobie radzić. W dzisiejszym świecie dobrzy ludzie powinni mieć
twardą pięść, żeby nie zginąć w tym szale i zwariowaniu każdego, szarego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz